Poligon w Gębarzewie, używany dawniej przez żołnierzy z gnieźnieńskiego garnizonu, mocno już zarósł iglastym drzewostanem, nie oznacza to jednak, że spotkać tam można już tylko grzybiarzy. Druga, ważniejsza – ASG to absolutnie nie jest pochodna medycznego zabiegu USG (ultrasonografii). Tajemniczy skrót ASG (ang. Air Soft Gun) oznacza repliki broni palnej, wykonane w skali 1:1 bądź 1:3, strzelające plastikowymi kulkami. O miłośnikach tej broni, których w Gnieźnie nie brakuje, traktuje poniższy tekst.
Air Soft Gun to także sport i – o czym sam się przekonałem – wspaniały sposób na spędzanie wolnego czasu. Jest bardzo podobny do popularniejszego paintballa, lecz wykorzystujący wierne repliki broni palnej, co znacznie uatrakcyjnia całą zabawę. Repliki broni można podzielić na różne klasy – są modele sprężynowe, wymagające każdorazowego przeładowania po oddaniu strzału (osobiście nie polecam w potyczkach na bliskie odległości),
modele gazowe, a także elektryczne (tzw. Air Electric Gun). Zasięg strzału w ASG waha się w zależności od modelu, typu repliki broni i od sposobu generowania ciśnienia gazu wyrzucającego kulkę. Jest to zakres od 20 metrów dla najprostszych modeli sprężynowych do ponad 100 metrów dla replik karabinów snajperskich. – Tyle powinieneś wiedzieć na początku – powiedział mi znajomy, Sebastian, który w ASG siedzi od 2002 roku i który zaproponował mi strzelanie w niedzielne przedpołudnie.
Dostałeś – przyznaj się
Na poligon przyjeżdżam około godziny 10 rano. Jest słonecznie, ciepło i co ważne w tym sporcie – pusto. Po kilku minutach zjawia się Sebastian – z samochodu wysiada ubrany już w mundur… duńskiego spadochroniarza. – Korzystamy z duńskiego kamuflażu, ponieważ polskie prawo zabrania noszenia mundurów naszej armii, z wyjątkiem uniformów historycznych – wyjaśnia mi i pokazuje broń, która laikowi wydać może się prawdziwa.
W ASG strzela się z różnych replik – istnieje podział na zwykłych żołnierzy, snajperów, strzelców wyborowych i tych, którzy strzelają z „cięższych zabawek”. Strzela się plastikowymi kulkami, których średnica wynosi ok. 6-8 minimetrów. Małe? Być może, ale seria z takich kulek, dodatkowo wystrzelona znienacka, boli (przekonałem się o tym osobiście). Sebastian wyciąga karabin dla mnie – w tej grze mam być snajperem. I chociaż ma to być tylko zabawa, w ręku trzyma się replikę broni, a w metryce ma się już dużo więcej niż siedem lat – trudno jest ukryć dziecięcą radość, która maluje się na mojej twarzy, gdy parę żółtych kuleczek trafia w wybrany liść na drzewie. Po paru minutach zjawia się reszta grupy – Janusz, Roman, Szymon, Adrian… Chłopaki działają w ramach gnieźnieńskiej grupy „Gekon”. Gdy stoję już przygotowany – to znaczy mam broń, glany, bundeswehrkę i ochronne okulary na oczy – reszta uczestników dopiero zaczyna przygotowania, które wprawiają mnie w osłupienie. Nie tylko mundury, ale i ładownice, manierki, nie wspominając już o kominiarkach. Część grupy ma także krótkofalówki – jakoś trzeba namierzyć tego wroga wśród drzew. Szczególne wrażenie robi drugi snajper, który - jak mówi Sebastian – przebiera się za „żywe krzaki”. Jednak nie strój czyni zabawę, a sportowa zasada fair-play. – Tej zasady po prostu trzeba przestrzegać. Jeśli dostaniesz kulką, mówisz o tym albo zakładasz czerwoną chustkę i opuszczasz pole gry – wyjaśnia Sebastian.