- Czy spodziewał się pan takich właśnie rozstrzygnięć gnieźnieńskiego turnieju?
- Zdecydowanie stawiałem na zwycięstwo Nowej Zelandii. A mogę nawet powiedzieć, że wytypowałem całą czołową trójkę .
- Wygrana Nowozelandczykom nie przyszła jednak łatwo. Mimo przewagi na początku spotkania nie potrafili sforsować szczelnej defensywy Francuzów…
- Na tym poziomie drużyny są już naprawdę wyrównane i decydują niuanse. Dlatego też cieszy mnie to, że mieliśmy możliwość sprawdzenia się na tle rywali znajdujących się wyżej od nas w rankingu FIH.
- Rzeczywiście przed turniejem szanse Polaków na choćby wyjście z grupy były oceniane raczej mizernie. Tymczasem pana podopieczni zagrali niezły mecz z faworytami zmagań i sprawili niespodziankę wygrywając z Koreą. To z pewnością zaostrzyło apetyty kibiców.,,
- Nie nadmuchiwaliśmy balonika przed tym turniejem. Zakładaliśmy walkę w każdym meczu i rzeczywiście pod tym względem nie mogłem mieć żadnych zastrzeżeń do zawodników. Mimo porażki nasz mecz z RPA był również bardzo wysoko oceniony. Dobrze zaczęliśmy także spotkanie z Austrią. Niestety, początek drugiej połowy nie ułożył się po naszej myśli. W szatni mówiliśmy sobie, że mamy spokojnie kontynuować naszą grę. Ale rywale na pewno przeanalizowali pierwszą połowę i po przerwie zaskoczyli nas dwiema bramkami. Tak się może zdarzyć! Nie mam o to specjalnie pretensji do zawodników. Mam do nich pretensje o to, że mieliśmy jeszcze dwadzieścia pięć minut na to, aby zdobyć wyrównującą bramkę i to my wyszlibyśmy z grupy. Niestety, zagraliśmy zbyt nerwowo, za mało cierpliwie i nieskutecznie. Trochę zabrakło nam też szczęścia. Ten ostatni róg tuż przed końcową syreną wykonaliśmy naprawdę dobrze. A wcześniej były problemy z egzekucją karnych strzałów rożnych. Tymczasem tu wszystko było niemal perfekcyjnie, ale obrona laską pchniętej górą piłki - to zdarza się raz może na dziesięć, może na dwadzieścia trafień. Byliśmy bardzo blisko! Ale cóż, taki jest sport…
- W ostatnim czasie kadra została poważnie odmłodzona. Zarówno pan jak i związkowe władze mówicie, że to jest zespół, który docelowo ma walczyć o awans na igrzyska olimpijskie w 2028 roku. Czy ta drużyna jest już w pana opinii wyselekcjonowana, czy być może będziecie jeszcze sięgać bo bardziej doświadczonych graczy? A może raczej w perspektywie tych czterech lat będziecie szukać ewentualnych nowych talentów?
- Tak od pewnego czasu budujemy tę kadrę w kontekście Igrzysk w Los Angeles. Oczywiście jest to cel dalekosiężny, ale takie musimy sobie stawiać. Ten zespół, który grał w Gnieźnie, to jest już wyselekcjonowana kadra plus dwóch, może trzech zawodników. Raczej nie będziemy sięgać po starszych graczy, natomiast nie wykluczam tej drugiej opcji, o której pan wspomniał.
- Jakie są najbliższe plany kadry?
- Może warto na wstępie zaznaczyć, że jako sztab szkoleniowy prowadzimy również kadrę młodzieżowa (do lat 21 – przyp. RK) i to z nią w połowie lipca weźmiemy udział w Mistrzostwach Europy II Dywizji w Wałczu. Na początku lipca również w Wałczu odbędą się Mistrzostwa Europy w hokeju piątkowym . Powołamy na nie dziesięciu zawodników z tej kadry, która grała w Gnieźnie. Pod koniec sierpnia czekają nas eliminacje mistrzostw Europy seniorów w Dublinie i teraz to jest dla nas kluczowa impreza, chociaż wywalczyć ram awans z pewnością nie będzie łatwo, bo prawo gry w finałach uzyska tylko zwycięzca tego turnieju.
- Widać, że kadra jest ze sobą nie tylko na boisku, ale również poza nim. Mimo, że turniej zakończył się dla nas już w czwartek chyba wszyscy zostali do niedzieli. To chyba równie ważne, żeby budować atmosferę w drużynie, a nie zwracać tylko uwagę na kwestie sportowe?
- Oczywiście. Muszę przyznać, że ta grupa dobrze czuje się ze sobą. Wspólnie cieszymy się z sukcesów i wspólnie przeżywamy porażki. Już w piątek z całą drużyną przeanalizowaliśmy mecz z Austrią. W sobotę zrobiliśmy sobie wypad do miasta. Dzisiaj razem oglądaliśmy spotkania finałowe. Budujemy ten zespół krok po kroku. Nie jest to zadanie łatwe, ale ja lubię takie wyzwania.
rozmawiał: RADOSŁAW KOSSAKOWSKI