Przy Wrzesińskiej mówi się po cichu o zmianach w zarządzie klubu, ale działacze jeszcze zanim one zostaną ogłoszone, starają się już kompletować skład na kolejny sezon. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że na tego rodzaju turnieje zaprasza się potencjalnych kandydatów do zasilenia zespołu. Paweł Siwiński, członek zarządu (i jak wiele znaków na ziemi i niebie wskazuje - przyszły prezes klubu) potwierdził zresztą, że w grupie startujących byli żużlowcy, z którymi zarząd prowadzi zaawansowane rozmowy. Ich finalizacja powinna nastąpić w ciągu około dwóch tygodni. Dokładnych terminów, ani tym bardziej nazwisk P. Siwiński zdradzić nie chciał.
Dlatego po zakończeniu turnieju zdecydowałem się porozmawiać z dwoma wychowankami Stali Gorzów, który w minionym sezonie bronili barw Startu: Zbigniewem Sucheckim i Marcelem Studzińskim. Pierwszy już po ostatnim meczu ligowym nie ukrywał, że chciałby w Gnieźnie pozostać i po dwóch miesiącach nadal to zdanie podtrzymuje.
- Z chęcią przyjąłem zaproszenie na ten turniej. Wypadłem pewnie trochę poniżej oczekiwań, ale to z tego powodu, że w tygodniu odebrałem silnik od mechanika i muszę dopiero znaleźć nowe, optymalne ustawienie. Dlatego zawody potraktowałem raczej doświadczalnie. I trzeba przyznać, że te doświadczenia wypadły dobrze.
Zapytany o rozmowy z władzami Startu Zbigniew Suchecki stwierdził, że przedstawił działaczom swoje oczekiwania, ale na razie nie ma żadnych konkretnych decyzji.
- Od początku deklarowałem wolę pozostania w gnieźnieńskim klubie. Podoba mi się ten tor, kibice, atmosfera na trybunach. Z działaczami klubu też dogadywałem się bez większych problemów. Chciałbym tu jednak mieć bardziej pewną pozycję. W tym roku było tak, że wskakiwałem do składu na zasadzie łatania dziur. A to nie jest dobra sytuacja dla zawodnika. Trudno jest wtedy uzyskać stabilną dyspozycję startową. Ja nie mam wielkich wymagań co do kontraktu. Nie chcę żadnych pieniędzy za podpis. Zależałby mi, żeby klub zapewnił mi sprzęt, bo na jednym silniku ciężko będzie myśleć o czymś więcej.
Z rozmowy ze Zbigniewem Sucheckim mogłem wywnioskować, że bardzo zależy mu na pozostaniu w Starcie. Taka postawa to również ważny element budowania drużyny. Wszak wiadomo, że „z niewolnika nie ma robotnika”.
Zupełnie w innym nastroju przebiegał mój dialog z Marcelem Studzińskim, który pod koniec minionego dziesięciolecia był uznawany za jeden z większych żużlowych talentów. Niestety, brak możliwości rozwoju w macierzystym klubem niejednokrotnie zachwiały jego karierą, a teraz po ukończeniu wieku juniora pojawił się największy dylemat – co robić dalej?
- Nie miałem w ogóle startować w tym turnieju. O tym, że jadę dowiedziałem się dopiero w piątek wieczorem (M. Studziński zastąpił awizowanego Szymona Szlauderbacha – przyp. R.K.). W tej sytuacji nie liczyłem tu na wiele. Cały czas stoję na rozdrożu i chyba jestem bardziej skłonny zakończyć karierę, niż szukać jakiegoś klubu. Do tej pory nie dostałem także żadnej propozycji ze Startu. Podobno ma wejść przepis o zawodniku U-24 w II lidze. To byłaby pewnie dla mnie jakaś szansa. Sam już jednak nie wiem, czy warto dalej się w to bawić i obijać po płotach w drugiej lidze, czy dać sobie spokój i zająć się w życiu czymś innym.
Marcel Studziński ma rzeczywiście nie lada dylemat do rozwiązania. Ale też pewnie nie mniejsze, i do tego zwielokrotnione przez liczbę potencjalnych kandydatów do jazdy w Starcie, są udziałem działaczy gnieźnieńskiego klubu. Tym bardziej, że atmosfera po degradacji nie jest najlepsza zarówno wśród kibiców, jak i władz samorządowych, czy potencjalnych sponsorów.
Wydaje się, że czas na krytykę powinien jednak ustępować już powoli oddziaływaniem, które umożliwią utrzymanie żużla w Gnieźnie, bo przecież wcale nie tak dawno zabrakło warkotu motocykli na Stadionie im. Pułkownika Hynka. A przykład pilskiej Polonii najdobitniej pokazuje jak trudno podnieść się po kilkuletniej przerwie.
Radosław Kossakowski / foto Roman Strugalski
Liczba komentarzy : 0