- Ciekawostką jest fakt że zespół Startu wywalczył trzecie miejsce w rozgrywkach jako beniaminek...
- Dzisiaj wydaje się to wręcz niemożliwe. Mało tego byliśmy dość blisko nawet wicemistrzostwa Polski. Aby to jednak osiągnąć oprócz zwycięstwa w ostatnim meczu we Wrocławiu musieliśmy liczyć na przegraną ROWu Rybnik w Gdańsku. Wybrzeże nie zdołało jednak zatrzymać zespołu ze Śląska, który ostatecznie zdobył srebrny medal. Start był rzeczywiście beniaminkiem, a przy tym, po awansie, nie został wzmocniony żadnym zawodnikiem. Ówczesny trener Andrzej Pogorzelski miał powiedzieć zarządowi klubu, że drużyna potrzebuje tylko lepszego sprzętu, a wtedy ci zawodnicy, którzy wywalczyli awans, będą też w stanie walczyć z najlepszymi w kraju. I tak też się stało.
- Srebrny medal był w zasięgu zespołu Startu. Tym bardziej, że gnieźnianie skończyli zmagania mając korzystniejszy bilans zdobytych i straconych punktów w porównaniu z drużyną ROWu. Różnica ta wynosiła ponad pięćdziesiąt punktów. Kto wie co mogłoby się zdarzyć, gdyby nie poważna kontuzja Romualda Łosia w meczu w Pierwszej Stolicy z broniącą tytułu Unią Leszno?
- Tak, to był zresztą jedyny mecz, który przegraliśmy w tamtym sezonie przed własną publicznością. Unia broniła tytułu i była rzeczywiście silna. Tamten mecz, pewnie nawet gdyby Romuald Łoś dojechał do końca i tak byśmy przegrali. Ale zabrakło go w innych spotkaniach, które mogły zdecydować o srebrnym medalu dla naszej drużyny. Bolą przede wszystkim minimalne porażki w Częstochowie, Zielonej Górze i Bydgoszczy. Unia, trzeba to przyznać, była w tym sezonie poza zasięgiem wszystkich rywali. Nie byłoby tego sukcesu gdyby nie super robota jaką wykonali wtedy klubowi mechanicy Bolesław Ciesielski, Wojciech Śniegucki i Leszek Stefankiewicz. Jako ciekawostkę dodam, że w całym sezonie dzięki ich pracy drużyna Startu zanotowała tylko pięć defektów.
- Żużlowcy Startu zdobyli brązowe medale, ale nigdy te krążki nie zostały im wręczone. Dlaczego?
- W trakcie pisania mojej książki „Czterdzieści lat minęło. Historia medalu z 1980 roku.” opisującej historię zdobycia przez czerwono – czarnych trzeciego miejsca DMP , podczas spotkań z zawodnikami, jako kolekcjoner chciałem zobaczyć i dotknąć zdobyty medal. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się że nikt go nie ma, Usłyszałem historie, że zaginął w trakcie przeprowadzki, że przepadł w trakcie pożaru mieszkania lub dzieci gdzieś zagubiły. Pojawił się cień nadziei, kiedy zadzwoniłem do Eugeniusza Błaszaka, a on mi powiedział - „Przyjedź mam ten medal!” Pomyślałem fajnie, że chociaż ktoś go ma - później okazało się, że rzeczywiście jest to brązowy medal z 1980 roku, ale z Mistrzostw Polski Par Klubowych , który zdobył wraz z Leonem Kujawskim. Wtedy już byłem pewny, że gnieźnieński zespół tych medali nie otrzymał. Dlaczego? Nie wiem! Być może było to niedopatrzenie ówczesnych władz Polskiego Związku Motorowego. Być może po prostu ktoś z kierownictwa Startu o te medale w odpowiednim czasie się nie upomniał. Teraz nie jesteśmy już w stanie wyjaśnić tej sytuacji. Przeprowadziłem mnóstwo rozmów na ten temat i nie otrzymałem konkretnej odpowiedzi. Jako pasjonat żużla i kibic Startu postanowiłem jednak to niedopatrzenie naprawić. Naprawić po 43 latach ...
- Jak do tego doszło?
- Podczas jednego ze spotkań promujących moją książkę, w obecności zawodników i zaproszonych gości złożyłem obietnicę, że te brązowe medale zostaną gnieźnieńskim żużlowcom przywrócone i uroczyście wręczone.
- Jak realizował pan tę obietnicę?
- Najpierw wykonałem kilka rozmów z władzami PZM, aby upewnić się czy gdzieś te medale nie leżą w archiwum. Kiedy już otrzymałem ostateczną odpowiedź, że ich nie ma i nie ma również możliwości ich odtworzenia przystąpiłem do pracy. Postanowiłem na podstawie posiadanego w mojej kolekcji złotego medalu Unii Leszno zrobić repliki medali dla Startu. W tej sprawie ponownie wykonałem dziesiątki telefonów, odbyłem wiele spotkań po to, żeby moi żużlowi koledzy otrzymali to, co im się po prostu należało. Od tego momentu rozpoczął się mozolny proces tworzenia medali poprzez ich odlanie, wykonanie grawerów tak , aby były jak najwierniejszymi kopiami. Po wielu próbach wreszcie dostałem medal do oceny – wyszło super. Teraz można było spokojnie rozpocząć przygotowania do uroczystej ceremonii wręczenia tych medali, która odbyła się 15 października. W tym miejscu chciałbym serdecznie podziękować Prezydentowi Gniezna Tomaszowi Budaszowi, który objął honorowym patronatem mój projekt oraz wszystkim partnerom Instytutu Dziedzictwa Historii Sportu w realizacji tego bezprecedensowego wydarzenia. Osobne słowa podziękowania należą się Magdalenie Pogorzelskiej, która w trakcie ceremonii wręczania przekazała mi medal swojego taty – ten jakże wzruszający moment pozostanie na zawsze w mojej pamięci. Magdo, jeszcze raz dziękuję. Najważniejsze dla mnie jest to, że po ponad czterdziestu latach historia brązowego medalu ma wreszcie swój szczęśliwy finał.
rozmawiał RADOSŁAW KOSSAKOWSKI
Liczba komentarzy : 0