W półfinałowym meczu barażowym kwalifikacji do Euro 2024 reprezentacja Polski podejmowała w czwartek, 21 marca, drużynę narodową Estonii. Polacy byli faworytami tego starcia i rzeczywiście od początku dominowali. Do tego stopnia, że rywale po raz pierwszy znaleźli się w polu karnym gospodarzy dopiero w 34. minucie. Niestety, ofensywne poczynania Biało-Czerwonych długo przypominały bicie głową w mur. Jeżeli założeniem sztabu szkoleniowego Estończyków było utrzymanie bezbramkowego rezultatu i ewentualne rozstrzygnięcie spotkania w rzutach karnych, to jego realizację przez prawie połowę pierwszej odsłony spotkania można uznać za odpowiednią. Obaj polscy napastnicy zostali „wyłączeni” z gry, a strzały pomocników z dalszej odległości były skutecznie blokowane przez zagęszczoną w polu karnym defensywę drużyny gości. Polacy objęli prowadzenie w 22. minucie, kiedy to prostopadłe podanie Jakuba Piotrowskiego na prawym skrzydle do Przemysława Frankowskiego umożliwiło pomocnikowi RC Lens znalezienie się w sytuacji „sam na sam” i pokonanie Karla Heina delikatnym strzałem w kierunku dalszego słupka. Nie mniej ważnym wydarzeniem pierwszej połowy spotkania był fakt pokazania w 27. minucie drugiej żółtej, a w konsekwencji czerwonej kartki dla Maksima Paskotsiego, który wyraźnie nie radził sobie z szarżującym na lewym skrzydle Nicolą Zalewskim. Mimo osłabienia Estończycy w pierwszej połowie nie stracili więcej bramek. W drugiej części spotkania Polacy byli już zdecydowanie bardziej skuteczni. W 50. minucie kolejna błyskotliwa akcja Zalewskiego, który lewą stroną dynamicznie przedarł się w polu karnym i przerzucił piłkę w kierunku dalszego słupka przyniosła Polakom drugiego gola. Jego autorem po ładnym strzale głową z trzeciego metra był Piotr Zieliński. Dwadzieścia minut później silnym uderzeniem sprzed pola karnego na 3:0 podwyższył Jakub Piotrowski. W 73. minucie kolejną akcję przeprowadził Nicola Zalewski, który wbiegając z prawego skrzydła w pole karne uderzył w kierunku dalszego słupka. . Trudno powiedzieć, czy było to dośrodkowanie, czy strzał. Piłkę dotknął jednak interweniujący Karol Mets i to jemu zaliczono samobójczego gola. Szkoda, bo wydaje się, że nawet bez tego rykoszetu futbolówka wpadłaby do estońskiej bramki, a Nicola Zalewski swą postawą w tym meczu z pewnością zasłużył na co najmniej jednego gola. Cztery minuty później dwójkową akcję rozpoczął i zakończył Sebastian Szymański, który przechwycił piłkę na połowie rywali. Rozpędzając się podał na prawą stronę do Nicoli Zalewskiego, ten odegrał sprzed linii końcowej na szósty metr, a Szymański przy dość biernej postawie obrońców, czubkiem lewego buta wbił piłkę do bramki podwyższając na 5:0. Zbigniew Boniek przewidujący taki właśnie rezultat mógł cieszyć się jednak relatywnie krótko. Już minutę później honorowego gola zdobyli Estończycy dolewając łyżkę dziegciu do napełnianej sukcesywnie przez Polaków beczki miodu. Markus Soomets przedarł się lewym skrzydłem podając na siódmy metr do Martina Vetkala, który natychmiast uderzył w kierunku bliższego słupka zaskakując zasłoniętego przez własnych obrońców Wojciecha Szczęsnego i ustalając wynik meczu na 5:1.
W rozegranym równolegle drugim spotkaniu półfinałowym Walia pokonała 4:1 Finlandię. Zgodnie z przewidywaniami, w finale baraży Polacy zmierzą się w Cardiff z Walijczykami i nie będą w tym spotkaniu faworytami. Będzie to jednak z pewnością zupełnie inne spotkanie bez „zamurowanego pola karnego”. Mecz z Estonią pokazał potencjał naszej kadry. Pokazał też jednak niedociągnięcia. Jak napisałem w tytule - jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale jeśli w najbliższy wtorek w Cardiff pojawi się druga, to będziemy mieli nie tylko upojną wiosnę, ale także gorące lato w Niemczech!
Polska – Estonia 5:1 (1:0)
Bramki:
Polska – Przemysław Frankowski – 1 (22’), Piotr Zieliński – 1 (50’), Jakub Piotrowski – 1 (70’), Karol Mets – 1 (73’- sam.), Sebastian Szymański – 1 (77’)
Estonia – Martin Vetkal - (78’)
Sędziował Slavko Vincić ze Słowenii
Widzów – 53 868
Radosław Kossakowski + foto