Po wysokiej porażce w meczu fazy grupowej Ligi Europy w Lizbonie na trenera Dariusza Żurawia posypała się lawina krytyki, ale szkoleniowiec Kolejorza dobrze wiedział, że szanse na awans jego zespół miał już tylko iluzoryczne, a w ekstraklasie na tyle dużą stratę, że nie można było pozwolić sobie na kolejne straty punktów. Skład wyjściowy na mecz z Benficą był więc zaskakujący, porażka bolesna, ale jeśli Lech do końca roku znajdzie się w czołowej trójce ekstraklasy, a ma na to realne szanse, to z pewnością posunięcia trenera Żurawia w Portugalii zostaną być może nawet docenione.
Pierwszy krok ku temu zrobiony został właśnie w minioną niedzielę. Zespół Podbeskidzia, być może pobudzony dodatkowo porażką Lechitów w Lizbonie, zaczął to spotkanie z ofensywnym nastawieniem i chyba trochę zaskoczył tym gospodarzy. W 28. minucie Gergo Kocsis wycofał piłkę z lewego skrzydła na dziesiąty metr do Marko Roginicia, który z nabiegu strzałem lewą nogą trafił do bramki gospodarzy obok bliższego słupka. Sędzia ostatecznie nie uznał jednak gola, albowiem analiza VAR wykazała, że Węgier przed podaniem zagarnął już piłkę spoza linii końcowej. Akcja ta była już jednak poważnym ostrzeżeniem dla gospodarzy i sygnałem, że trzeba aktywniej wziąć się do pracy. Na efekty nie trzeba było długo czekać. W 30. minucie strzał Jakuba Modera z piętnastego metra obronił Michal Pesković wybijając piłkę poza linię końcową, ale już chwilę później było 1:0. Dośrodkowanie z rzutu rożnego z lewej strony boiska wykorzystał Thomas Rogne wyskakując na piątym metrze ponad obrońców drużyny gości i kierując piłkę głową do bramki. Gospodarze cały czas naciskali, a wysoki pressing zaowocował drugim golem. Pod koniec pierwszej połowy Mikael Ishak odebrał piłkę rywalom na prawym skrzydle i wpadając w pole karne uderzył w pełnym biegu lewą nogą pod poprzeczkę nie dając szans Michalowi Peskoviciowi. Do przerwy było więc 2:0. Po zmianie stron lechici nadal przeważali i szybko podwyższyli prowadzenie. W 47. minucie po nieudanym rozegraniu przez gości rzutu wolnego dalekie wybicie piłki wykorzystał Pedro Tiba, który jeszcze przed liniią środkową boiska wyprzedził dwójką stoperów gości i popędził w kierunku bramki rywali, a w sytuacji „sam na sam” bez problemów pokonał Michala Peskovicia. Siedem minut później było już 4:0. Wysoki pressing ponownie zaowocował przejęciem piłki w strefie obronnej rywali. Jan Sykora po przechwycie wbiegł w pole karne i strzelił silnie, ale futbolówkę zdołał odbić Michal Pesković. Piłka trafił jednak pod nogi Daniego Ramireza, który z piątego metra dobił ją do pustej bramki. Czterobramkowe prowadzenie najwyraźniej usatysfakcjonowało Lechitów, bo spuścili nieco z tonu, a goście starali się zdobyć choćby honorowego gola. Strzały Aleksandra Komora i Jakuba Bierońskiego obronił jednak popisując się niezłym refleksem Filip Bednarek. Już w doliczonym czasie gry lechici mieli jeszcze szansę na piątą bramkę. Mohammad Awwad uderzając wolejem opadającą na dziesiąty metr piłkę posłał ją jednak minimalnie nad spojeniem słupka z poprzeczką, chociaż nawet gdyby trafił, to gol nie zostałby uznany. Izraelczyk w momencie prostopadłej wrzutki z głębi boiska był na spalonym. Ostatecznie Lech pokonał Podbeskidzie 4:0 i awansował na
Lech Poznań – Podbeskidzie Bielsko-Biała 3:3 (2:0)
Bramki:
Lech – Thomas Rogne – 1 (31’), Mikael Ishak – 1 (44’), Pedro Tiba – 1 (47’), Dani Ramirez – 1 (54’)
Radosław Kossakowski/foto Przemysław Szyszka