Lech jechał do Wrocławia po zwycięstwo, ale zagrożeni degradacją gospodarze także liczyli na zdobycz punktową. Pierwsza połowa spotkania nie odzwierciedlała założeń obu drużyn, bo niewiele było sytuacji bramkowych po obu stronach boiska. Na początku drugiej poznanianie ruszyli do ataku i zaowocowało to zdobyciem gola. Co ciekawe asystą popisał się bramkarz gości Mickey van der Hart wykopując futbolówkę za linię środkową boiska. Tam skutecznie powalczył o nią Michał Skóraś wykorzystując błąd Szymona Lewkota i w sytuacji "sam na sam" pokonał Michała Szromnika posyłając piłkę w kierunku dalszego słupka. Minutę wcześniej Skóraś także mocno szarpnął prawym skrzydłem i dograł na lewą stronę do Jakuba Kamińskiego, który przymierzył z dziesiątego metra, ale silny strzał obronił głową stojący tuż przed linią bramkową Patryk Janasik. W 60. minucie bliski podwyższenia prowadzenia był Dawid Kownacki, który dośrodkowaną z lewego skrzydła piłkę uderzył w wyskoku wewnętrzną częścią stopy, ale skutecznie interweniował Michał Szromnik. Śląsk starał się atakować, ale strzały Marka Tamasa i Krzysztofa Mączyńskiego poszybowały minimalnie nad poprzeczką bramki Mickey'a van der Harta. Lech w końcówce skupił się na defensywie. Atakował głównie z kontry, ale niewiele z tych akcji wynikało. W sumie po niezbyt ciekawym meczu Kolejorz jednak zwyciężył we Wrocławiu i przynajmniej do soboty ponownie będzie liderem rozgrywek.
Śląsk Wrocław - Lech Poznań 0:1 (0:0)
Bramka:
Lech – Michał Skóraś - 1 (48’)
Radosław Kossakowski/foto archiwum