Reprezentacja Polski zmierzyła się z Koreą Południową. Od początku spotkania Polacy przewyższający rywali warunkami fizycznymi ruszyli do ataku, ale imponujący szybkością i zwrotnością Koreańczycy groźnie kontratakowali. Pierwsza kwarta zakończyła się remisem bezbramkowym. W 17. minucie Gracjan Jarzyński przechwycił niedokładne podani rywali w okolicach linii 22 metrów. Odbiegając w lewą stronę uderzył bekhendem, ale piłka trafiła tylko w dalszy słupek koreańskiej bramki. Sześć minut później wychowanek Startu Gniezno najpierw uderzył z prawej strony, a po obronie koreańskiego bramkarza, dobijając, posłał piłeczkę ponad spojeniem prawego słupka z poprzeczka. Ambitnie grający Jarzyński miał jednak współudział w zdobyciu gola przez Polaków. W 23. minucie zagrał idealnie z prawej strony do Mikołaja Głowackiego, który skierował piłeczkę do bramki Koreańczyków. W końcówce pierwszej połowy Polacy egzekwowali jeszcze krótki róg, ale bez powodzenia. Do przerwy było 1:0. Po zmianie stron Biało-Czerwoni nadal naciskali. Kiedy jednak drugą żółta kartkę otrzymał Patryk Pawlak przez dziesięć minut musieli grać w osłabieniu, a inicjatywę przejęli rywale, którzy egzekwowali kilka karnych strzałów różnych. Nie przyniosły one jednak bramki Koreańczykom, bo podopieczni trenera Dariusza Rachwalskiego skutecznie się bronili. Kiedy w czwartej kwarcie Pawlak wrócił już do gry, jej obraz nie zmienił się za bardzo. Azjaci nadal naciskali starając się doprowadzić do remisu. Polacy szukali swych szans w kontratakach. Na niespełna cztery minuty przed zakończeniem meczu Koreańczycy domagali się przyznania rzutu karnego. Sędziowie poprosili o analizę video, ale nie potwierdziła ona, jakoby strzelający niecelnie napastnik był przez Polaków sfaulowany. W końcówce Biało-Czerwoni umiejętnie przerywali akcje rywali wybijając ich z rytmu (na szczególne uznanie zasłużył ofiarny wślizg Gracjana Jarzyńskiego) i ostatecznie utrzymali jednobramkowe prowadzenie zwyciężając 1:0.
W innym spotkaniu „polskiej” grupy Nowa Zelandia zmierzyła się z Austrią. Faworyci z antypodów już w 7. minucie objęli prowadzenie po trafieniu Jonty Elmesa. Nowozelandczycy naciskali, ale nastawieni defensywnie Austriacy rozbijali ich ataki, chociaż sami niespecjalnie zagrażali bramce rywali. Kluczową dla losów meczu była trzecia kwarta. W niej w odstępie niespełna minuty zespół Nowej Zelandii zdobył dwie bramki. Najpierw po raz drugi na listę strzelców wpisał się Jonty Elmes, a zanim jeszcze Austriacy ochłonęli na 3:0 podwyższył Joseph Morrison. Takim rezultatem zakończyło się to spotkanie. Trzeba przyznać, że na tle Nowozelandczyków Polacy wyglądali w piątek lepiej niż ekipa Austrii, która nastawiona była wyraźnie defensywnie, a akcji bramkowych stworzyła jak na lekarstwo.
W niedzielę rozegrane zostaną także 2 spotkania. O g. 13 Pakistan zmierzy się z Kanadą, a o 15.30 Francja zagra z Malezją. Polaków czekają teraz 2 dni przerwy. We wtorek Bialo-Czerwoni zmierzą się z Republiką Południowej Afryki.