- Darku poprzednio po to trofeum sięgnąłeś pięć lat temu. Kiedy dziś dziękowałeś za przyznanie kolejnej statuetki stwierdziłeś, że to drugi raz i pewnie ostatni. Dlaczego?
- Myślę że jest wielu trenerów w gnieźnieńskim sporcie, którzy swoją pracą i zaangażowaniem zasługują na tę statuetkę. Oczywiście cieszę się bardzo, że po raz drugi zostałem uhonorowany, ale wiem że wiele osób pracuje z dużym poświęceniem, szczególnie w sporcie młodzieżowym i nawet jeśli nie odnoszą jakichś spektakularnych sukcesów, to ich praca jest równie ważna.
- Rzeczywiście w twoim przypadku przekłada się to na ogromną liczbę medali. Wspomniałeś zresztą, że można byłoby z nich zbudować okazałą piramidę.
- To fakt! Moi zawodnicy do tej pory w różnych kategoriach wiekowych i na różnego rodzaju imprezach, wliczając w to również mistrzostwa Polski, zdobyli około dziewięciuset medali. Gdyby je poukładać jeden na drugim, to powstałaby piramida o wysokości około 3 metrów. Oczywiście pod warunkiem że wcześniej nie zawaliła by się…
- Jak dochodzi się do takich sukcesów?
- Nie ma na to jednej recepty. Każdy zawodnik jest inny. Kiedy osiem lat temu stanąłem na takim rozdrożu i zastanawiam się co dalej robić z moim życiem myślałem, czy nie rzucić tego wszystkiego. Wtedy jednak wspólnie z całym sztabem szkoleniowym klubu doszliśmy do wniosku, że nie mogę zostawić tych naszych chłopaków, że musimy zrobić wszystko, aby dać im szansę na rozwój. To jest chyba ta recepta. Trzeba bardzo chcieć odnaleźć i pielęgnować swą pasję, bo jak sam powiedziałeś podczas swojego wystąpienia, w takim lokalnym sporcie nie można liczyć na profity finansowe. Cieszyć trzeba się z każdego sukcesu naszych podopiecznych. To oczywiście czasami nie wystarcza i przychodzą takie chwile zwątpienia, jakie miałem ja osiem lat temu.
- Wiem, że ty w pewnym momencie wkładałeś nawet w klub własne środki.
- Tak było. Natomiast obecnie bardzo dużego wsparcia udzielają nam rodzice zawodników. Państwo Boguccy, Dynaryńscy, Skupin, Bereźniccy, Dziadoszek. Śmiało mogę powiedzieć, że dzięki nim ten klub jeszcze funkcjonuje. A z drugiej strony moi wychowankowie dają nam wszystkim takiego powera, taką motywację, że nikt nie wątpi w sens naszego działania. To jest ogromna radość widzieć jak ci młodzi chłopcy podnoszą swoje umiejętności, jak są zaangażowani, jak są ze sobą zgrani. Dlatego nie żałuję tej mojej decyzji sprzed ośmiu lat.
- Mówisz, że to już pewnie twój ostatni „Orzeł”, ale masz chyba jeszcze jakieś trenerskie założenia, sportowe cele?
- Może bardziej marzenia! Jesteśmy naprawdę małym klubem. Trudno liczyć na to, że zatrzymamy zawodników, którzy należeć będą do krajowej, europejskiej, czy światowej czołówki. Marzy mi się jednak to, aby któryś z moich wychowanków zdobył kiedyś medal mistrzostw świata, czy igrzysk olimpijskich. Przedsmak tego miałem zresztą niedawno. Dobrze wiesz, że naszym jedynym medalistą w zapasach podczas igrzysk olimpijskich w Tokio był Tadeusz Michalik. W związku z tym, że od lat współpracujemy z Sobieskim Poznań miałem kiedyś okazję prowadzić Tadeusza w narożniku podczas jednej z jego walk. Uwierz mi, że człowiek zupełnie inaczej przeżywa później olimpijskie zmagania takiego zapaśnika. Na zakończenie dodam, że nasi wychowankowie broniąc obecnie barw innych klubów zdobywają już medale mistrzostw Polski w starszych kategoriach wiekowych. Mam nadzieję że wkrótce będzie o nich głośno również na arenie międzynarodowej.
rozmawiał: RADOSŁAW KOSSAKOWSKI
fot. Roman Strugalski
Liczba komentarzy : 0