Tym razem zająłeś jedną z niższych lokat, ale nawet tym byłeś zaskoczony. Jak odbierasz tę nagrodę? - Ostatnie gale z twoim udziałem były o wiele bardziej radosne, przynajmniej dla ciebie.
- Rzeczywiście przychodziłem tutaj na galę raczej w charakterze gościa, a nie laureata i byłem bardzo zaskoczony tym wyróżnieniem. Mam takie mieszane uczucia. Z jednej strony cieszę się, że moje zaangażowanie, mój trud zostały docenione, a z drugiej z pewnością oddałbym tę statuetkę, aby tylko drużyna Startu mogła jeździć nadal w pierwszej lidze. Niestety, już od dwóch lat to widmo degradacji nad nami wisiało. Mam tylko nadzieję że działacze wyciągną wnioski i drużyna szybko powróci do pierwszej ligi.
- Pamiętam, że już rok wcześniej, kiedy rozmawialiśmy po zakończeniu sezonu mówiłeś, że chcesz zmienić otoczenie. Ostatecznie pozostałeś jednak w macierzystym klubie. Co o tym zdecydowało i czy teraz nie żałujesz tej decyzji?
- W żużlu to jest tak, że kiedy jesteś wolnym zawodnikiem, to działacze różnych klubów prześcigają się w ofertach, często obiecując gruszki na wierzbie, a kiedy przychodzi co do czego, to są problemy z realizacją tych obietnic. I nie mówię tu tylko o działaczach Startu. Już wiele razy spotkałem się z takimi sytuacjami, dlatego wiem, że należy zrobić głęboki research i sprawdzać te wszystkie obietnice przed podjęciem ostatecznej decyzji. Gniezno jest moim miastem rodzinnym, Start to mój macierzysty klub. To zawsze będzie leżało u mnie głęboko w sercu i oni tam przy Wrzesińskiej wiedzą, że mogą zawsze liczyć na moją pomoc. Wracając do pytania: przed minionym sezonem nie miałem żadnej propozycji ekstraligowej. Ponadto działacze Startu obiecali mi naprawdę dobre warunki. Dlatego zdecydowałem się pozostać. Nie żałuję tej decyzji. Generalnie nie żałuję żadnych z moich decyzji podczas żużlowej kariery, bo nawet te błędne uczyły mnie czegoś i pozwalały wytyczać dobrą drogę rozwoju. Żałuję, że nie udało się nam obronić pierwszej ligi, a naprawdę niewiele nam do tego zabrakło…
- Od zakończenia sezonu minęło już kilka miesięcy. Jak z tej perspektywy, już na chłodno, oceniasz uzyskiwane przez drużynę wyniki. Gdzie doszukujesz się przyczyn degradacji?
- Myślę że najważniejsze są fundamenty. Klub musi być zbudowany jak dobrze działająca firma. Nie może być tak, że jedna osoba zajmuje się wieloma sprawami, bo po prostu nie będzie w stanie czegoś przypilnować. Ja mam teraz perspektywę tego, jak działa klub ekstraligowy. W Stali Gorzów jest chyba siedem osób odpowiedzialnych tylko za marketing, nie mówiąc już o innych kwestiach. Na sukces pojedynczego żużlowca pracuje często kilkanaście, czy kilkadziesiąt osób: trenerzy, rodzina, sponsorzy, działacze. Jeśli to pomnożymy przez kilku, czy kilkunastu zawodników w klubie, to robi się armia ludzi. Ważne, żeby każdy wiedział, co do niego należy i starał się to jak najlepiej zrealizować. Oczywiście zawsze na końcu zostaje sam zawodnik, którego dyspozycja decyduje ostatecznie o tym czy odnosi się ten sukces, czy nie.
- No właśnie! Czasami wszystko może zagrać jak najlepiej, a przydarzy się kontuzja, tak jak w twoim przypadku, i wszelkie plany mogą runąć...
- Oczywiście, nie przeczę. Ta moja kontuzja na pewno miała spory wpływ i na moje indywidualne plany, co do minionego sezonu, i na wynik drużyny. Ja naprawdę solidnie przygotowałem się zimą do tego sezonu, a później trzy tygodnie przerwy praktycznie zmarnowały to wszystko. Raptem zrobiło się bardzo ciepło. Tor zmienił swoją strukturę. Ja nie miałem nawet czasu na to, aby porządnie potrenować i przystosować sprzęt. Paradoksalnie lepiej radziłem sobie na wyjazdach, niż na macierzystym torze, ale nasze problemy, jeśli chodzi o zespół, zaczęły się już daleko wcześniej. Męczyliśmy się od początku sezonu. Nie chcę już tego szczegółowo analizować, bo i tak nie odwrócimy sytuacji. Myślę jednak, że należy wyciągnąć wnioski na przyszłość. Wyeliminować te błędy, które zostały popełnione. Jestem dobrej myśli, jeśli chodzi o Start i tak jak mówiłem - na pewno będę kibicował czerwono-czarnym.
- Od wielu lat mówiłeś, że chcesz jeździć w Ekstralidze. Z założeniem wywalczenia awansu przychodziłeś do Startu. Ta droga okazała się jednak ostatecznie nietrafiona, ale otrzymałeś propozycję z Gorzowa i ją przyjąłeś. Jakie masz założenia, jakie oczekiwania przed kolejnym sezonem?
- Nie chciałbym jakoś szczegółowo zdradzać moich celów. Może też, żeby nie zapeszyć… Cieszy mnie na pewno, że od trzech lat mam stabilną formę i małymi kroczkami robię postępy - nawet w minionym sezonie, który generalnie należy ocenić za nieudany. Myślę jednak, że gdyby nie ta kontuzja, to byłoby równie dobrze. Na pewno chciałbym odgrywać istotną rolę w zespole Stali, utrzymać się w Ekstralidze i żeby omijały mnie kontuzje, bo zauważyłem w ostatnich latach, że zawsze gdzieś w trzeciej lub czwartej kolejce coś mi się przydarza...
- W ostatnich latach, kiedy pytałem cię o cele, zawsze mówiłeś mi: - Medal indywidualnych mistrzostw Polski!...
- No tak, w tym roku też ambitnie walczyłem, że aż doszło do kontuzji, która pokrzyżowała zupełnie moje plany. Oczywiście mistrzostwa Polski to też jest jeden z celów. Nie mówię już o medalu, ale chciałbym być w nich jak najwyżej. Generalnie chce się rozwijać, mieć radość z jazdy i cieszyć kibiców.
- Wrócisz jeszcze do Startu?
- Jeśli awansuje do Ekstraligi…
- No to trochę pewnie poczekamy…
- Jeszcze kilka sezonów temu w podobnej sytuacji były Wilki Krosno, czy Motor Lublin. A teraz te drużyny dają powody do radości swym kibicom. W Starcie częściowo zmienił się zarząd. Mam nadzieję, że pod kierunkiem nowego prezesa klub szybko wróci do pierwszej ligi, a później kto to wie…?
rozmawiał: RADOSŁAW KOSSAKOWSKI
foto Roman Strugalski
Liczba komentarzy : 0