Chociaż nie zabrakło też sceptyków. Jeden z moich młodszych kolegów dziennikarzy stwierdził: „Eeee, co tam będę emerytów słuchał”. (To chyba o takich „redaktorach” opowiada utwór „To jest tylko rock and roll ;-) ). No cóż rzeczywiście zespół w przyszłym roku obchodził będzie 40-lecie działalności, ale pasji i energii na scenie mogą im pozazdrościć znacznie młodsze stażem i wiekiem składy. Szczególnie imponować może energia i zaangażowanie Janusza Panasewicza, który wręcz porwał publiczność. Klasa Jana Borysewicza jest już legendą i rzeczywiście po raz kolejny pokazał na scenie, że gitara jest dla niego nie tylko instrumentem, ale drugą (a może pierwszą miłością). Co ciekawe piosenki, które powstawały w czasach mojego dzieciństwa i młodości wcale nie zestarzały się, a ich przesłanie wciąż może być aktualne, jak choćby otwierający koncert utwór „Kryzysowa narzeczona”. Wprawdzie zupełnie inne oblicza kryzysu były w Polsce na początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, ale obecna sytuacja na światowych rynkach, jak i ta dotycząca koronawirusa również nie nastrajają optymistycznie, ale przecież :
„Ludzie są po to, aby żyć i tańczyć
Ludzie są po to, aby mogli walczyć”
Co zrozumiałe, większość widowni stanowiły osoby, które podobnie jak ja pamiętają zespół jeszcze z dzieciństwa, czy młodości, ale była też spora grupa nastolatków, które co ciekawe znały teksty, zwłaszcza nowszych utworów: „Na co komu dziś”, czy „Stacja Warszawa”. W związku z tym, że koncert odbywał się w Dniu Kobiet, jeden utwór – „Zawsze tam gdzie ty” został specjalnie zadedykowany dla obecnych na koncercie pań. Mi zabrakło podczas występu utworu, który był jednym z pierwszych i dał nazwę zespołowi – „Mała Lady Punk”. Ale cóż mieliśmy niedzielny wieczór, a nie noc „z piątku na sobotę”. Może więc podczas kolejnego koncertu…
Radosław Kossakowski/foto Szymon Malengowski