- Obecny sezon jest trzecim, jeśli chodzi o występy MKS PR Gniezno na superligowych parkietach. Pierwsze dwa miały być przetarciem w ORLEN Superlidze kobiet. Do obecnego zespół startował już z wysokiej pozycji zajmując czwarte miejsce. Podium było wiosną poza zasięgiem, ale chyba przed minionym sezonem taką pozycję brałby pan w ciemno...?
- Oczywiście, że tak! Musimy sobie przypomnieć, że rok wcześniej groziły nam baraże i naprawdę niewiele brakowało, żeby nasz zespół musiał w nich grać. Mimo tak ciężkiego sezonu, postanowiliśmy wtedy utrzymać drużynę opartą głównie o nasze wychowanki i dołożyliśmy trzy zawodniczki z zewnątrz, z większym doświadczeniem ligowym. To zaprocentowało zupełnie innym poziomem gry w minionym sezonie. Ale ja chciałbym wrócić jeszcze do naszych wcześniejszych rozmów, w których mówiłem, że potrzebujemy czasu, kilku sezonów, aby okrzepnąć w lidze i dołączyć do krajowej czołówki. Ten czas nam wyraźnie się skrócił. Sam jestem tym zaskoczony…
- Czwarta lokata to z jednej strony najgorsze miejsce, bo tuż za podium, ale w waszym przypadku oznaczało ono udział w europejskich pucharach, a więc było się chyba z czego cieszyć?
- Oczywiście że tak! Przed sezonem naszym założeniem było znalezienie się w czołowej „szóstce”. Tymczasem czwartą pozycję zajmowaliśmy już po trzech, czy czterech kolejkach i w zasadzie pozostała ona już niezagrożona. Już rok temu mieliśmy świadomość, że możemy zagrać w europejskich pucharach. Część osób w klubie była z jednej strony zaskoczona, a z drugiej niemal przerażona taką wizją. Ja natomiast wychodzę z założenia, że w sporcie trzeba walczyć o najwyższe cele i trzeba brać to, co jest do wzięcia!
– Rozgrywki europejskie to nobilitacja, ale i wyzwanie. Nie tylko dla samego zespołu, ale także zarządu klubu. O ile na inaugurację dwumecz z Panoramą Saloniki odbył się w Gnieźnie, to wyjazd na Sycylię do Erice był już nie lada wyzwaniem, a w perspektywie jeszcze co najmniej jedna podróż - tym razem do Hiszpanii, gdzie w spotkaniu 1/8 Pucharu Europy EHF zmierzycie się z Caja Rural Valladolid. Jak wyglądają przygotowania organizacyjne do takiego wyjazdu?
- Rzeczywiście jest to duże wyzwanie organizacyjne. Działania musieliśmy podejmować bardzo wcześnie, bo do 2 czerwca trzeba było zgłosić swój akces do udziału w rozgrywkach pucharowych do EHF (Europejskiej Federacji Piłki Ręcznej – dop. R.K.). Jeszcze kilka sezonów temu wydawało się nam, że udział w Superlidze to szczyt wyzwań i naszych możliwości organizacyjnych. Tymczasem udział w rozgrywkach europejskich jest zupełnie innym poziomem. Trzeba ogarnąć naprawdę wiele spraw dotyczących zarówno kwestii sportowych, jak i związanych z organizacją przelotu, miejsc hotelowych, całej logistyki pobytu w obcym kraju. Wydawałoby się, że dwumecz z Panoramą Saloniki, z racji tego że odbył się u nas, był łatwiejszy organizacyjnie, ale nic podobnego! To na nas również spadł ciężar zorganizowania całego pobytu drużyny greckiej, sędzi oficjeli i tak dalej. Ale my, jako zarząd, nie boimy się takich wyzwań, a ja osobiście uważam, że tylko dzięki konfrontacjom z europejskimi drużynami będziemy w stanie podnosić poziom sportowy naszej drużyny.
- Wszyscy oczywiście życzymy naszym szczypiornistkom sukcesów w Europie, ale czy nie obawia się pan, że budżet klubu tego nie wytrzyma?
- Uspokajam - nie ma takich obaw! Kiedy tylko pojawiła się realna szansa udziału naszej drużyny rozgrywkach europejskich podjęliśmy intensywne działania mające na celu pozyskanie sponsorów. Dużego wsparcia udzieliły nam władze samorządowe i spółki miejskie. Wszyscy członkowie zarządu mają swoje biznesy i nie ukrywam że również przekazujemy na działalność klubu swoje pieniądze.
- Kibice mogą być zatem spokojni, że MKS PR nie powtórzy historii JKS Jarosław, które to zespół jeszcze niedawno walczył w Gnieźnie w finale Pucharu Polski, a przed obecnym sezonem ze względu finansowych został wycofany z superligowych rozgrywek?
- Na pewno do takiej sytuacji nie dojdzie. Powiem więcej, mamy już zapewnienia co do wsparcia drużyny w rozgrywkach europejskich również w kolejnym sezonie. Sporą pomoc otrzymaliśmy od Polskiej Organizacji Turystycznej która także ma świadomość, że promujemy nie tylko Gniezno ale i Wielkopolskę w całej Europie. W ostatnim czasie jeśli chodzi o sporty drużynowe, to poza Lechem Poznań, jesteśmy jedynym zespołem z Wielkopolski występującym w rozgrywkach europejskich.
- Wróćmy na ligowe parkiety! W międzysezonowej przerwie doszło do kilku roszad w składzie. Agnieszka Siwka, Karolina Chojnacka i Dominika Hoffmann
postanowiły zakończyć karierę, Marta Giszczyńska przeniosła się do Poznania,
ale pojawiły się też wzmocnienia. Jak je pan ocenia?
- Bardzo dobrze! Zarówno Katarzyna Cygan jak i Nikola Głębocka mają już doświadczenie w kadrach młodzieżowych, a nawet pierwszej reprezentacji. Nie ukrywam, że wizerunek naszego klubu w ostatnich latach zyskał na wartości. Nie chodzi tylko o sukces sportowy ale samą otoczkę organizacyjną, doping kibiców. To wszystko sprawia, że o wiele łatwiej rozmawia się nam z zawodniczkami, które potencjalnie mogłyby zasilić naszą kadrę. Generalnie oceniam jej potencjał na bardzo wysoki i uchylę rąbka tajemnicy, że przed kolejnym sezonem myślimy tylko o jednym transferze. Ale także pragnę zaznaczyć że znakomicie pracuje nasza akademia. Kolejne młode zawodniczki sięgają po sukcesy w gronie juniorek i szlifują formę w rozgrywkach pierwszej ligi takim przy pokładem jest chociażby Zofia Bartkowiak, która za chwilę prawdopodobnie na stałe dołączy do pierwszej drużyny, a w jej ślady sukcesywnie mogą pójść kolejne młode dziewczyny.
Co z Moniką Łęgowską? Kiedy możemy liczyć na jej powrót do składu?
- Monika leczy ciężką kontuzję mięśnia czworogłowego. Ta rehabilitacja jest długotrwała, ale z tego co wiem, przynosi oczekiwane efekty i wiele wskazuje na to, że być może w połowie, a już na pewno pod koniec stycznia Monika wróci do gry.
- O ile w poprzednim sezonie czwarte miejsce drużyny było z jednej strony zaskakujące, to z drugiej trzeba przyznać, że odległość punktowa od podium była znacząca. Obecnie sytuacja jest zgoła odmienna. Tuż przed półmetkiem rundy zasadniczej gnieźnianki plasują się wprawdzie również na czwartej pozycji w ligowej tabeli, ale strata do podium wynosi zaledwie punkt, a do lidera – cztery. Wiosną będzie więc chyba ciekawie?
- Na pewno będzie ciekawie. Zakładając udział w rundzie finałowej mamy jeszcze do rozegrania sporo spotkań z drużynami ze ścisłej czołówki, więc te różnice punktowe mogą się jeszcze zmieniać. Na pewno emocji wiosną nie zabraknie1
- Nawet nie będziemy musieli czekać do wiosny, bo ostatni mecz pierwszej rundy odbędzie się w niedzielę, 29 grudnia. Wtedy to w hali imienia Mieczysława Łopatki gnieźnianki podejmą MKS FunFloor Lublin. Taki nietypowy termin wynika z przerwy związanej z udziałem reprezentacji Polski w mistrzostwach Europy. Jak ocenia pan zajęte przez naszą drużynę narodową dziewiąte miejsce w tych rozgrywkach.
- Biorąc pod uwagę wcześniejsze dokonania, to nie jest zła lokata. Uważam jednak, że potencjał żeńskiego szczypiorniaka w Polsce jest większe. Nie chcę oceniać decyzji trenera Arne Senstada, ale myślę że brak w kadrze Katarzyny Cygan, to co najmniej przeoczenie. Mam nadzieję że władze związku, którym od niedawna kieruje nasz były znakomity bramkarz Sławomir Szmal, podejmą działania w kierunku rozwoju żeńskiej piłki ręcznej z naszą reprezentacją na czele.
- Gnieźnieńskie szczypiornistki realnie walczą o medale mistrzostw Polski. Zagrają też od razu w ćwierćfinale Pucharu Polski. Niewykluczone, że awansują także do ćwierćfinału Pucharu Europy EHF. Tego wszystkiego nie da się chyba ogarnąć na maksa? Co będzie dla was priorytetem?
- Styczeń zapewne przyniesie nam już część odpowiedzi na to ciekawe pytanie. Już wcześniej mówiłem o tym, że bardzo zależy mi na kontakcie z europejską piłką ręczną, bo to stanowiło będzie w znaczący sposób o rozwoju drużyny. Ale żeby grać w Europie, musimy być wysoko w Polsce. Na dziś zatem priorytety ustawiłbym następująco: liga, rozgrywki europejskie, Puchar Polski.
- Od pewnego czasu kobieca piłka ręczna rywalizuje w Gnieźnie o palmę pierwszeństwa jeśli chodzi o popularność z żużlem. Pan był przez wiele lat związany ze Startem i na pewno dobrze życzy temu klubowi. W minionym sezonie startowcy byli na wyciągnięcie ręki od awansu do I ligi. Przed kolejnym skład wydaje się silniejszy. Czy pana zdaniem awans w przyszłym roku jest realny?
- Rzeczywiście przez wiele lat byłem związany z gnieźnieńskim żużlem. Jego kibicem, jak większość gnieźnian, byłem od dziecka. Nie wszyscy wiedzą, że przez piętnaście lat sędziowałem mecze piłkarskie, a piłka nożna także była moją pasją. Kiedy jednak zaangażowałem się na poważnie w działalność MKS PR, to zakochałem się w piłce ręcznej. Członkowie mojej rodziny to wiedzą, że jeśli mam do wyboru w telewizji oglądanie jakiegokolwiek innego sportu i piłki ręcznej, to zawsze wybiorę właśnie ją. Nie oznacza to, że nie interesuje się innymi dyscyplinami, chociaż nie mam na to zbyt dużo czasu. Byłem na meczu finałowym z Unią Tarnów. Drużynie Startu zabrakło naprawdę niewiele. Wygraliśmy przecież nawet to spotkanie, ale zbyt dużo wcześniej straciliśmy na wyjeździe. Cały czas wspieram Adriana Gałę, którego mógłbym nawet nazwać moim przyjacielem. Życzę mu całego serca powrotu na wyżyny jego umiejętności i życzę całej drużynie Startu awansu. Uważam że Gniezno zasługuje na żużel w pierwszoligowym wydaniu. Wszystkim gnieźnieńskim kibicom z okazji zbliżających się świąt życzę zdrowia i radości, oraz wielu sportowych emocji w nadchodzącym roku. Jeszcze w przerwie świątecznej zapraszam na mecz z MKS FunFloor Lublin w niedzielę, 29 grudnia, o g. 12.30.
rozmawiał: RADOSŁAW KOSSAKOWSKI
Liczba komentarzy : 0