Kiedy tak przysiadłem z boku na ławce podczas treningu rocznika 2006, poczułem jakbym nagle znalazł się na moim podwórku przy Budowlanych, gdzie kopaliśmy piłkę na zmianę z grą w hokeja.
Mieliśmy pod górkę, a jednak kopaliśmy piłę bez opamiętania. Na szczytach bloków administracja powiesiła tabliczki z napisem „Zakaz gry w piłkę”, niejeden z nas zamiast w bramę trafił w szybę sąsiadki. Mimo tego graliśmy, jak powiedział kiedyś Pele, który był przecież naszym królem: „zakazać można wszystkiego, ale na Boga, nie gry w piłkę. To się nie uda...”
Uśmiechy na twarzach tych młodych chłopaków, zaangażowanie, z jakim wykonywali ćwiczenia pod okiem trenera, z jakim wchodzili w krótkie mecze dwóch na dwóch… To było to, czego nam dorosłym pewnie już nikt nie odda, a przecież głównie to pamiętamy z dzieciństwa, jako coś, czego nikt tak naprawdę nam nie zabierze.
Czasów porównać się nie da, mało kto pamięta dziś Pele, czy Lubańskiego… Biegaliśmy za piłką, gdzie się dało. Takich obiektów, jakie mają dziś dzieciaki w Akademii Mieszka po prostu nie było. Zdzieraliśmy sobie nogi przy wślizgach na ubitej jak beton glinie boiska nad Łazienkami. Nikt jeszcze nie myślał, że tam powstanie profesjonalne boisko hokejowe. Bywało też, że usiłowaliśmy grać na tak zwanym „krzywym Wembley”, gdzie skos był tak duży, że piłka sama wpadała do jednej z bramek... Tak pewnie było na wszystkich gnieźnieńskich fyrtlach, na Grunwaldzie, Ustroniu czy Starym Mieście, gdzie kumple cisnęli w piłę w zarośniętej wtedy Dolinie Pojednania.
Jasne, Mieszko było zawsze, tyle że wtedy szkółka nie miała warunków, by przyjąć wielu chętnych. Jeśli na podwórku było dwóch, może trzech trampkarzy Mieszka to już była potęga... Warunki były inne, nie ma co do tego wracać, ale byliśmy szczęśliwi, kiedy wygrywaliśmy te swoje podwórkowe mundiale.
Dziś, kiedy młody człowiek czy dzieciak tak łatwo może zatracić się w sieci Internetu, Facebooka, tak łatwo przykleja się do smartfona (co pewnie jest też fajne, kiedy nie jest jedynym zajęciem), to właśnie wyjście do kumpli, do koleżanek na murawę, buduje prawdziwe więzi a nawet przyjaźnie.
Obecnie ekipa Akademii Mieszka to już kilkaset osób od 3 do 18 roku życia. Co by nie powiedzieć spora familia. Treningi, obozy, wspólne barwy i poczucie więzi - to jest to, czego tak naprawdę brakuje dzieciakom w czasach gdy technologia, cyfryzacja i Internet zmieniły więzi społeczne, rozmowę i zdrową rywalizację.
Wystarczy po prostu przyjść. Akademia dostępna jest od rana do wieczora. Rodzice mogą na miejscu porozmawiać z kadrą o swoim dziecku. Kilka pierwszych treningów, takich niezobowiązujących i dzieciak zostaje, by wykorzystać swoją energię, znaleźć kolegów i rozpocząć przygodę z futbolem. Na start solidna firmowa koszulka z herbem. Nie ma znaczenia, czy wyrośnie z niego nowy Lewandowski, Grosicki, Fabiański, czy pozostanie na zawsze jedynym i niepowtarzalnym sobą.
Akademia Mieszka dokłada starań, by kształcić efektywnie w taki sposób, aby dziecko w przyszłości mogło zasilić w pierwszej kolejności szeregi Lecha Poznań, bo przecież Gniezno to Mieszko, a Wielkopolska to Lech. Taka jest nasza tradycja i tożsamość.
„Produkcja” mistrzów czy budowanie własnego zaplecza jednak nie jest jedynym celem prowadzących Akademię. Tu chodzi o coś więcej. - Akademia spełnia swój cel, kiedy co oczywiste wyrastają z niej przyszli zawodnicy, seniorzy Mieszka. Świetnie, gdy któryś z nich odejdzie do Lecha czy do innego klubu ligowego. Ważny jest jednak każdy zawodnik, chłopak czy dziewczyna. Trenerzy dostosują ćwiczenia i wymagania do indywidualnej ścieżki rozwoju. Chodzi też o tworzenie pewnego centrum aktywności piłkarskiej wokół Mieszka. Dlatego dzieciaki z Akademii mają na mecze Klubu wejście za darmo. Świetnie, że mogą i przychodzą z rodzicami. To jest to, co próbujemy odbudować. Kiedyś Mieszko było właściwie integralną częścią dobrze pojętego patriotyzmu lokalnego. Powoli piłka w Gnieźnie znowu kojarzy się ze Strumykową. To jest to, co chcemy stworzyć — powiedział mi Wojtek Gąsiorowski, dyrektor Akademii Mieszka, przy kawie.
Akademia to dynamiczna forma edukacji sportowej i szansa dla najmłodszych fanów piłki, ale też, jak podkreślają jej twórcy, po prostu radosna zabawa. - Klub rzecz jasna buduje swoje zaplecze poprzez Akademię. Młody chłopak, który przychodzi na treningi Akademii, cały czas ma naszą opiekę. Może kontynuować grę i treningi praktycznie tak długo, jak będzie chciał. Najważniejsze w Akademii jest dla nas to, by piłka którą pasjonuje się większość społeczeństwa dawała trenującym chłopcom i dziewczętom radość – przyznaje Maciej Ciesielski, prezes MKS Mieszko Gniezno.
Klub tworzy także pewną bazę dla rodziców, którzy mogą w kawiarence obok boiska poczekać na swoje pociechy, wypić kawę, skorzystać z Wi – Fi, odpocząć. Jest już też solidnie zaopatrzony sklep klubowy. To wszystko ma budować poczucie więzi z Mieszkiem.
Mieszko Akademia wspiera także klasy sportowe szkół, z którymi podpisano porozumienia. Uczniowie popularnej „Dwunastki” w godzinach szkolnych odbywają zajęcia w ramach Akademii. O to, by młodzi piłkarze dotarli wówczas na obiekty Mieszka, dba sam Klub. Akademia nie zamyka się na trenujących w innych szkółkach piłkarskich i oni także mogą znaleźć miejsce w Mieszku.
Piłka nożna, jako radość i przygoda sprawdza się, kiedy młodzi ludzie dostaną odpowiednie wsparcie. Zaangażowanie i uśmiech, które widziałem na twarzach dzieciaków goniących za piłką, przekonały mnie, by od czasu do czasu usiąść z boku, na ławeczce przy boisku i pisać o fenomenie piłki przy Strumykowej.
--
Informacje i zapisy: Wojciech Gąsiorowski tel. 508 407 392
--
Jarek Mixer Mikołajczyk/ fot. Noemi Gadzińska
Zobacz również
Galeria